Login

Widok z balkonu – budowa w stylu PRL

Koniec roku i początek kolejnego to dla wielu czas wspomnień. Wspomnienia mogą być różne – mogą one dotyczyć osób, których już nie ma z nami albo mogą nawiązywać do wyjazdów wakacyjnych. Mogą być też wspomnienia z pewnego okresu życia związane z motoryzacją. I o tym chcę dziś napisać.

W okresie mego dzieciństwa mieszkałem w Białymstoku w bardzo ciekawie usytuowanym bloku. Patrząc przez okna mego mieszkania z jednej stronie był widok na uporządkowane osiedle. Asfaltowa droga, chodniki, garaże, podjazdy do sklepów dla samochodów dostawczych. A od strony balkonu inny świat. Pełno gliny, niezagospodarowane tereny i bloki pozostawione bez drogi dojazdowej. Idealne miejsce do popisu dla socjalistycznych ekip budowlanych.

Pewnego dnia przywieziono ciężki sprzęt – będzie budowa drogi. Balkon mojego mieszkania zamienił się w punkt obserwacyjny. Dla 5-cio letniego chłopca nie było nic lepszego niż to miejsce do obserwacji działań budowlańców. A z czwartego piętra było dobrze widać.

Następnego dnia z niemałym hukiem podjechał Kraz 255 na balonowych kołach. Wyposażony w przyczepę Zręb. Na platformie przywieziono ogromną koparkę linową Waryński typ KM-602. Urządzenie to wyglądało monstrualnie, niczym wyrwane z kamieniołomów. Miało bardzo skomplikowany system lin sterujących wysięgnikami i ogromną łyżką zaś z boku był napis ostrzegający o niebezpieczeństwie przebywania w zasięgu urządzenia. Tę przestrogę należało traktować bardzo poważnie bo widoczność z kabiny operatora była znikoma. Koparkowy nawet jak był trzeźwy ( to było wówczas niemal niespotykane na budowach) widział niewiele. Z prawej strony skutecznie widok zasłaniała obudowa osprzętu linowego.

Ogromna koparka defektowała bardzo często. Z pomocą przybywał Lublin 51 z zabudową pogotowia technicznego. To kolejny pojazd który bardzo polubiłem. Miał specyficzny garb doczepiony do zabudowy, nachodzący nad szoferkę. Z tyłu były wąskie drzwiczki, a obok nich kominek od kozy, która była niczym współczesne webasto.

Koparce Waryński często towarzyszyły wywrotki Tatra 138. Wielkie, w oczach dziecka, niebieskie ciężarówki z białym napisem TRANSBUD na drzwiach najlepiej poruszały się na gliniastym podłożu. Ze względu na nos który krył chłodzony powietrzem silnik V8 wydawały mi się bardzo duże.

Na budowie oczywiście nie mogło zabraknąć barakowozów. Barak w którym przebierali się robotnicy, taki w którym pili herbatę ( ale czy tylko herbatę?) i te ekipy inżynierów. Wszystkie barakowozy miały namalowany bezładnie wielkimi literami napisy „BRAK ŚWIATEŁ”. Baraki najczęściej przyciągał na budowę ciągnik Ursus C385.

Pewnego dnia ciągnik balastowy Kraz przyjechał raz jeszcze. Tym razem na platformie był gąsienicowy spychacz DT w tradycyjnym szarym kolorze. Radziecki buldożer miał bardzo ładną kabinę z małymi szybkami a jego komin przykrywał specjalny daszek, który unosił się pod podczas pracy podnoszony spalinami.

Mimo zaangażowania ciężkiego sprzętu prace budowlane szły bardzo wolno. Gdy pojawiły się pierwsze mrozy budowlańcy wpadli na pomysł ustawienia betonowych podstaw pod latarnie uliczne. Nie było już koparki Waryński KM602 więc na miejsce przybył Star 660 z zamontowaną koparką linową. Niestety nie dał sobie rady z zamarzniętą ziemią. Trzeba było przywieźć specjalistyczne urządzenie, które nazwałem „stukacz”. Było to coś w rodzaju dużego dźwigu, który zamiast haka miał przyczepiony ogromny stalowy klin. Obciążnik-klin był unoszony do góry po czym z dużą prędkością uderzał w zamarzniętą ziemię. Wtedy Star mógł wygrzebać jamkę pod podstawy słupów.

Potworne walenie trwało wiele dni…

Gdy wykopano już wszystkie jamy pod słupy pojawił się duet w postaci Stara 25 dźwig i Stara 200, który przywiózł betonowe podstawy. Oba pojazdy ustawiały się koło wykopu i wtedy rozpoczynało się cykliczne przygotowanie do pracy. Rozstawiano podpory i ręcznie, za pomocą kółka z korbką, poziomowano dźwig. Potem dźwigowy wchodził do kabinki i obracał się w stronę ciężarówki. Tam panowie w kufajkach i gumofilcach przyczepiali betonowe klocki. Przy tej okazji moją uwagę wzbudził „sznyt” estetyczny Stara 200. Co kilka dni ciężarówka miała nowe malunki: a to obwódki burt pomalowano na zielono, a to pojawiły się jakieś malunki na zderzaku lub ranty felg na biało. Na koniec, jak już się skończyło natchnienie kierowcy, nakrętki kół zmieniły kolor na biały. Efekt końcowy tych upiększeń należy podsumować następująco „ wieś tańczy, wieś śpiewa”…

Wraz z nadejściem wiosny zmienił się diametralnie sprzęt budowlany. Zrobiło się jakoś jaśniej, kolorowo. Pojawiła się żółta maszyna do rozkładania asfaltu, walec oponowy w tym samym kolorze i pomarańczowe walce drogowe na stalowych kołach. Maszyny te przywiózł Kamaz z naczepą. I pewnego dnia w powietrzu pojawił się specyficzny zapach asfaltu. Masę bitumiczną przywiozły wywrotki Kraz 256 w kolorze khaki. Były to ciężarówki z ogromnym „nosem”. Z przodu na zderzaku miały „czułki”, które wyznaczały obrys szerszej niż kabina skrzyni ładunkowej. Zwrotność Krazów można było porównać do manewrów z broną w lesie. W kabinach radzieckich ciężarówek najczęściej zasiadali muskularni kierowcy (brak wspomagania) w siateczkowych podkoszulkach w kolorze zbliżonym do białego.

Prace na budowie dobiegały końca. Zostały chodniki i latarnie…Płytki chodnikowe przywiózł Jelcz 317 z naczepa Zremb. Piach pod chodniki dowoziły pracowicie wywrotki Star 29 . Mała ładowność samochodów powodowała dużą częstotliwość przyjazdu tych fantastycznych wywrotek. Do rozgarniania piasku wykorzystywano koparko-spycharki Białoruś. Montaż ulicznych latarni wykonywał ponownie dźwig Star 660. Pojazd ten zapadł mi mocno w pamięci ze względu na specyficzną podwójną kabinę kierowcy, w której, z tylu, umieszczono miejsce operatora dźwigu. Nie obracał się on jednak razem z wieżą jak ma to miejsce w większości tego typu konstrukcji. Słupy przywiózł siodłowy Kamaz z naczepą typu platforma.Ostatnią czynnością było malowanie pasów i linii poziomych. Farbiarze przyjechali Żukiem A-11.

Droga była już gotowa. Nie pamiętam, albo po prostu nie widziałem, momentu uroczystego jej otwarcia. Ale należy się spodziewać, że oficjele dotarli tu Wołgą. Towarzysze niższego szczebla mogli zostać przywiezieni Polskimi Fiatami 125 lub Polonezami. Kierowcy szybko polubili nową drogę i zaroiło się na niej od samochodów różnych marek. Mimo niedostatków i kiepskiego zaangażowania robotników przy budowie drogi, należy wspomnieć, że asfalt wytrzymał grubo ponad trzydzieści lat.

Marek Kuc