Postawelek 2015 czyli motocyklami po “małych Bieszczadach”…
Zupełnie zapomniałem, że jestem motocyklistą…
W tym roku dzięki namowom przyjaciół pojechałem ponownie na Rotor Rajd w okolice Olsztyna. Jak zawsze była to świetna impreza. Ale pojechałem jako pasażer wózka bocznego.
Po kilku tygodniach była następna impreza – w Płocku – płocki rajd motocykli zabytkowych. Kilka dni przed imprezą wyciągnąłem z hali magazynowej swoją emkę – pojadę może motocyklem? Ale…. czy ona jeszcze jeździ? Naładowany akumulator, paliwo – 2 kopnięcia …. i pali jakby wczoraj zgaszona.
Podczas przygotowywania motocykla do rajdu znalazłem w schowku identyfikator z Rotoru z roku 2008. Nie! To niemożliwe, przez 7 lat nie jeździłem??? Coś nieprawdopodobnego…Tyle lat w siodle, a tu taki przestój?
Nooo, ale w tym czasie ujeżdżałem z sukcesami Skodę na torach wyścigowych – coś za coś…
Ale do meritum – po Płocku już się „rozjeździłem” motocyklem na dobre. W tym roku syn kończy 6 lat więc też już jest chętny do jazdy w koszu. Podczepiam więc kosz i razem zwiedzamy piękne okolice Białegostoku.
Pewnego dnia dzwoni Piotr Kopecki – słuchaj, organizuję imprezę motocyklową w Postawelku, będzie trasa 80km, ognisko, gulasz – zapraszam! Będzie trasa! Jadę!
I tak w piątek docieramy na miejsce. Piękna, górzysta okolica pod samym Szelmentem, przywołująca wspomnienia Bieszczad, dom na wzgórzu, znajomi z Rotoru, grill, ognisko, rozmowy do późna. W sobotę ok. 12 wyruszamy w trasę. Jedziemy w składzie 7-miu motocykli, wszystkie z wózkami bocznymi. Pierwsza część to głównie szutry, drogi polne i leśne. Jest sucho więc jedziemy w niezłym kurzu, ale to tylko dodaje kolorytu tej eskapadzie. Motocykle wyglądają jak po pustynnej burzy. W okolicach 14-tej komandor imprezy, czyli Piotr Kopecki, zarządza przerwę obiadową w agroturystyce. „Jedzcie, jedzcie” mówi do nas… On wie. My jeszcze nie – co nas nasz czeka po obiedzie.
A po obiedzie czekała nas najciekawsza część trasy – strome zjazdy, wąwozy, strome podjazdy , jazda urwiskami nad samym jeziorem. Niektóre zjazdy były tak strome i kamieniste, że nawet oba hamulce nie trzymały motocykla – zaprzęg się po prostu zsuwał po kamieniach…W inny miejscu zaś droga była tak ukształtowana, że wózek boczny miałem wyżej głowy, a lewym podnóżkiem darłem ziemię. Albo jazda w koleinach pozostawionych wiosną przez ciągnik, gdy zaprzęg jest przechylony o 45st od pionu…. Wrażenia niezapomniane…
Wieczorem czas na rozmowy nt. minionego dnia, czas na odpoczynek. Niespodzianką wieczoru był prawdziwy węgierski gulasz zrobiony na ognisku przez Kubika i Natalię. Po długiej trasie – coś wspaniałego!
To była świetna impreza, która długo będzie w mojej pamięci. Dzięki Piotr!
Jakub Nowakowski
foto by Jacek Łazewski i Kazimierz – dziękuję