Login

Jesienią czas na grzyby czyli wyjazd na Święto Grzyba na Litwie…

Jesień nadchodzi wielkimi krokami. Niebawem nasze samochody trafią na parę miesięcy do garaży. A my zajmiemy się ich konserwacją, zakupem zapasowych części i renowacją. Zanim jednak nadejdzie ten czas warto skorzystać z każdego słonecznego dnia.

26 września, na zaproszenie naszych litewskich „towarzyszy”, pojechaliśmy do miejscowości Varena. Tam, jak co roku, w ostatni weekend września hucznie obchodzone jest Święto Grzyba. Już od lat wspomniana uroczystość powiązana jest ze zlotem zabytkowych pojazdów.

Impreza zaczynała się w sobotę o godzinie 11-tej czasu litewskiego wiec tego dnia musieliśmy wstać o świcie, a już o 6:00 spotkaliśmy się na stacji paliw przy wylocie z Białegostoku. Cztery samochody: dwa Polskie Fiaty 126p i dwa Polonezy wyruszyły w kierunku granicy litewskiej. W Ogrodniczkach dołączył do nas pożarniczy Żuk. Byliśmy już więc w komplecie: Aneta, Piotrek i syn Patryk (szary Polonez), Henia i Janusz (niebieski Polonez), Agnieszka i Tomek (Żuk) oraz Wojtek i ja ( pomarańczowy i beżowy PF126p).

Podróż mijała bardzo sprawnie. Wybraliśmy szosy drugiej kategorii wiodące przez mniejsze miejscowości i tereny leśne.

Kilka minut po 11-tej byliśmy już w Varenie i dołączyliśmy do naszych litewskich kolegów. Po serdecznym powitaniu poszliśmy skosztować specjałów kuchni litewskiej i pozwiedzać teren festynu. Spacerując alejkami parku oglądaliśmy stoiska z rękodziełem ludowym oraz ogromne kobiałki wypełnione grzybami. Koła gospodyń wiejskich prezentowały zaś dawno zapomniane rzemiosła. Po sutym obiedzie, na który składała się kiszka ziemniaczaną i czeburek popity naturalnym kwasem chlebowym, ruszyliśmy w kierunku małej miejscowości o nazwie Perloja w której planowane było święcenie samochodów i wykonanie zbiorowego zdjęcia uczestników.

Po kilkudziesięciu minutach postoju ruszyliśmy dalej. Organizator rajdu, kolega Rajmundas, postanowił pokazać nam punkt widokowy z którego można podziwiać piękna dolinę rzeki Niemen. Ponownie w ruch poszły aparaty fotograficzne.

Udaliśmy się w dalszą drogę w kierunku bazy noclegowej. Dużą atrakcją były zakupy w przydrożnych sklepach w stylu dawnych GS-ów. Niesamowity wystrój placówek handlowych i kolejka, którą stworzyli uczestnicy rajdu przywołała wspomnienia handlu minionej epoki.

Około godziny 19-tej dotarliśmy do bazy noclegowej w miejscowości Nedzinge. Ku naszemu zaskoczeniu, po pokonaniu wielokilometrowego odcinaka drogi żwirowej, który zwiastował wszystko co może być najgorsze, naszym oczom ukazał się nowoczesny kompleks noclegowy nad samym jeziorem. Będąc przygotowanym na każdą okoliczność, spodziewałem się czegoś w stylu PRL-u, a tu proszę, na darmo wieźliśmy śpiwory z Polski.

Nie minęła godzina, a siedzieliśmy przy suto zastawionych stołach popijając piwko i „Dzukijskie wynalazki” (Dzukuja – region Litwy, wynalazki czyli napoje alkoholowe własnej produkcji). Nocne gawędy nie miały końca. W sumie w tym roku nie mieliśmy okazji spotkać się z litewskim miłośnikami motoryzacji.

Następnego dnia dzień zaczęliśmy od śniadania. Litewskim zwyczajem na stole pojawiły się nie kanapki a….. zupa. Dla nas to ewenement, natomiast na Litwie powszedni zwyczaj. Tym razem była to zupa rybna.

Na „deser” komandor zlotu postanowił zorganizować test ze znajomości historii i obyczajów Litwy i tematyki grzybów. Niestety pytania były bardzo trudne. Z 10-ciu udało się nam odpowiedzieć na 3, a w przypadku Heni nawet na 4 pytania.

Na niedzielę zorganizowaliśmy własny plan zwiedzania – wyruszyliśmy do Druskiennik. Nasze pojazdy wymagały tankowania, zaś Wojtka Maluch jechał już na oparach. Trafiliśmy do najbliższej stacji paliw. Niestety była nieczynna od paru lat. Zdezelowane dystrybutory, powybijane szyby, zarośnięty trawą podjazd sprawił, że miejsce to wyglądało bardzo egzotycznie. Pojechaliśmy dalej. Po przebyciu kilkuset metrów dotarliśmy do konkurencyjnej stacji. Tu też nie obyło się bez przygód. Wojtek wpatrując się w licznik dystrybutora lał paliwo do „Malucha” .Gdy liczydło wskazało 20 litrów poczuł wilgoć w butach. Dystrybutor nie „odbijał” więc paliwo zaczęło wylewać się na ulicę.

I tak z pełnymi zbiornikami wyruszyliśmy w dalszą drogę. Postanowiliśmy odwiedzić Muzeum Komunizmu – jak przystało na wycieczkę pod banderą „Czaru PRL-u”.

Gdy dotarliśmy na miejsce naszym oczom ukazał się wielki park zapełniony wieloma reliktami epoki CCCP. Oczywiście najwięcej miejsca poświęcono W.I. Leninowi. Same pomniki to nie wszystko – natknęliśmy się na kilka zabytków techniki: armata, drezyna oparta na konstrukcji ciężarowego GAZ-a 51 oraz agregat prądotwórczy. Odwiedziliśmy również budynki, które były urządzone na wzór dawnej biblioteki lub świetlicy w której odbywały się zebrania agitacyjne. Po godzinnym spacerze udaliśmy się do samochodów by zwiedzić mini muzeum naszego litewskiego kolegi w Druskiennikach. Z jego opowiadań wynikało że posiada 25 pojazdów.

Za bramą stała faktycznie pokaźna ilość aut, cześć z nich tylko odrobinę wrośnięta w ziemię. Wszystkie jednak kwalifikowały się do większego lub mniejszego remontu. Właściciel zadeklarował, że większa część kolekcji przeznaczona jest na sprzedaż.

Powrót do Polski był jeszcze barwniejszy niż przyjazd. Tomasz zasugerował przejazd „indiańskim skrótem” czyli drogami zapomnianymi przez Boga, ludzi i administratorów odpowiadających za stan nawierzchni. Granicę przekroczyliśmy w bardzo dziwnym miejscu pozbawionym typowej obsługi.

Zakurzeni ale szczęśliwi dotarliśmy późnym wieczorem do domu.

                                                                  Marek Kuc

 

Zapraszamy do Galerii, gdzie znajdziecie Państwo liczne zdjęcia z tej ciekawej imprezy.