GAZ-24 WOŁGA, 1979r. – Marek Kuc
GAZ-24 WOŁGA, 1979r. – Marek Kuc
OKOLICZNOŚCI ZAKUPU I HISTORIA EGZEMPLARZA :
To, że kupiłem Wołgę jest chyba zaskoczeniem dla wielu. Dla mnie samego też. Moi koledzy wielokrotnie słyszeli o moim zauroczeniu Czajką GAZ13 ale o Wołdze raczej nie wspominałem. Nie powiem- ta linia aut z Gorki od dawna robiła na mnie wrażenie. Zarówno straszy model jak i nowszy tzw. kanciasty zawsze mi się podobał. Jednak zakup Wołgi nie był nigdy planowany. Miał być Mercedes. Sporo czasu w 2013 roku poświęciłem na poszukiwanie Mercedesa W123 coupe. Znalezienie niezdezelowanej dwudrzwiowej „ Beczki” w naszym kraju nie było proste. Jeśli trafiał się warty uwagi egzemplarz to problemem była sytuacja prawna pojazdu albo jakieś dziwne fochy właściciela.
Po nieudanych zakupach „Beczki” coupe rozszerzyłem gamę modeli o W114/115 i W107 coupe i W107R czyli cabrio. Tu oprócz powyższych problemów pojawiała się bariera cenowa. Niektórym mercedesiarzom wydawało się chyba, że ich 107-mki zamieniły się w model poprzedni czyli Pagodę. Tak przynajmniej sugerowała cena jakiej oczekiwali.
Czas było zejść na ziemię i to najlepiej twardy, socjalistyczny grunt. Postanowiłem poszukać pojazdu klasy premium jakiejś konkurencyjnej marki. I nie chodziło mi tu o BMW. Wybór padł na Wołgę. Niestety w ofercie producenta nie było nadwozia coupe. Musiałem zaakceptować sedana. Chodziło o model GAZ 24. Pamiętałem słowa swoich litewskich kolegów: „chcesz jeździć to kupuj dwudziestą czwartą, rekin się psuje”. Naukę tę potraktowałem bardzo poważnie. Poszukiwania zacząłem na Litwie.
W XXI wieku nie wypadało inaczej jak usiąść przed komputerem i zapoznać się z litewskim portalem zbliżonym do naszego oto-moto . I znalazłem auto znajdujące się w okolicach Wilna. Zdjęcia pokazywały całkiem niezły stan blacharski. Ale niejednego ja już Mercedesa na zdjęciach widziałem. Trzeba było skontaktować się ekspertem stacjonującym w okolicach Wilna. Wiktor nie dał się długo prosić o przeprowadzenie ekspertyzy. Jeszcze tego samego dnia oglądał Wołgę. W jego opinii samochód był wart uwagi. Rozsądna cena pozostawiała budżet na ewentualne całkowite lakierowanie samochodu. Dodam, że Wiktor od razu użył swoich handlowych talentów i cena szybko „znormalniała”. Zaliczka została zapłacona.
Cała transakcja wyglądał trochę dziwnie. Osobą, która kierowała całym przebiegiem procesu sprzedaży była żona właściciela ( starsza pani ok. 80 letni). Pierwsze rozmowy zostały przeprowadzone telefonicznie. Głos Wiktora spodobał się starszej pani. Kolega przeszedł do drugiej tury- został zaproszony na oględziny. Aby mógł przystąpić do prezentacji auta musiał podać wszystkie swoje dane teleadresowe ( nawet nr. tel. do pracy). Zaliczkę przyjęto bez większych obwarowań.
Po upływie ponad tygodnia, z kolegą Piotrkiem wybraliśmy się po odbiór auta. Moja Zafira została wyposażona niczym samochód wsparcia ekipy startującej w rajdzie Dakar. W bagażniku pojawiły się dwie liny holownicze, narzędzia, płyny, olej a nawet ubrania do prowadzenia napraw na drodze.
Emocje były bardzo duże. Wbiłem w nawigację nazwę miejscowości. Muszę przyznać, że Litwa jest niedużym krajem ale pomysłów na nazwanie wiosek mieli niemało. Musiałem nie zauważyć jakiegoś ogonka przy literce bo w pewnym momencie głos Krzysztofa Hołowczyca kazał nam jechać w stronę granicy Łotewskiej. Wykryliśmy, że coś jest nie taki i zmieniliśmy kurs na Wilno. Gdy dotarliśmy na miejsce cała rodzina już na nas czekała. Dziadek z dumą prezentował auto, babcia kontrolowała całość, a syn rejestrował transakcję na kamerze video. Odbyłem jazdę próbną. I muszę powiedzieć, że polubiłem Wołgę mimo iż prowadziła się dość topornie. Następnym planem programu było przedstawienie oferty garażowej czyli sprzedaż komplementarna. Dziadek, za dodatkową odpłatnością zaoferował zapasy nowych części zamiennych. Nie mogłem się oprzeć. Największą radochę miałem kupując 3 fabrycznie nowe opony z wytłoczonym napisem „Zdiełano w CCCP. Nie omieszkałem zapytać o historię Wołgi. Pierwszym właścicielem był rzekomo jakiś minister gospodarki Republiki Litewskiej. Samochód został kupiony przy pomocy ekspertów czyli znajomych taksówkarzy (no któż się lepiej zna na Wołgach). Ostatni etap transakcji to zaplata i podpisanie umowy. Nie obyło się bez wschodniej gościnności. Starsza pani specjalnie upiekła ciasto, które dała nam na drogę. Kupowaliście kiedyś samochód od Niemca i co? Dał wam ciasto? Mogę się założyć, że nie.
Koniec transakcji uwieczniono na zdjęciach, dziadek przekazał też jeden sekret Wołgi: „Do 80km/h mało pali ale potem…..”
Wyruszyliśmy w drogę powrotną. Za sterami radzieckiej limuzyny usiadł Piotrek. Auto bez problemu dotarło do domu na własnych kolach. Już na miejscu, po wnikliwej ocenie stanu wozu podjąłem decyzję o lakierowaniu całego nadwozia. Różnorodność odcieni farb, którymi prowadzono miejscowe naprawy skłoniła mnie do ujednolicenia pokrywy lakierniczej. Postanowiłem powrócić do oryginalnego koloru szarego z nutką seledynu . Wiele osób krytykuje ten pomysł twierdząc, że Wołga może być jedynie czarna. No cóż, ja nie bazuję na stereotypach i jeżdżę sobie szarą limuzyną z Gorkij która ma czerwone kropeczki na kołpakach ( to też element wielu dyskusji). Sorry, ale tak też malowano seryjnie w szarych Wołgach).