Login

Rajd Syren, Centralne Muzeum Pożarnictwa i inne…

Już od kwietnia br. przypatrywałem się zapowiedziom dotyczącym imprez pojazdów zabytkowych w naszym kraju. Jako miłośnik PRL-u zwracałem uwagę przede wszystkim na zloty w tym klimacie więc niezaprzeczalnie najbardziej „apetyczną” imprezą wydał mi się Bielski Zlot Syren. Pojawiły się tylko dwa problemy. Pierwszy to że moja Syrena R-20 nie została jeszcze ostatecznie zmontowana po remoncie – czyli nie jest w stanie jechać. Drugi problem – impreza jest na końcu Polski czyli prawie 600km w jedna stronę – jadąc Syreną to trzeba mieć końskie zdrowie.

Wszedłem więc na forum strony internetowej organizatorów i ze smutkiem przeczytałem, że właściciele innych pojazdów niż Syrena nie są zapraszani na imprezę. Czyli pomysł Kuby, aby pojechać tam Skodą 105 był nierealny. Postanowiłem się nie poddawać – zadzwoniłem do organizatorów. Przedstawiłem sprawę jasno: Syrena nie jeździ, a dla prototypu PF126P 650NP (Maluch z silnikiem z przodu) taka trasa byłaby zabójstwem. W drodze wyjątku dostaliśmy zgodę na przyjazd samochodem współczesnym…uffff.

W piątek, 15 maja, po godzinie 18-tej wyruszyliśmy w drogę. Ja za kierownicą, Kuba na fotelu pilota. Do samej Warszawy nic ciekawego się nie działo. No prawie bo w pewnym momencie ujrzałem, na jednej ze stołecznych ulic, nietypowy widok: wózek inwalidzki marki Velorex holował na lince inny, nowocześniejszy, pojazd dla niepełnosprawnych. Szczerze mówiąc pierwszy raz widziałem takie zestawienie. Dalsza podróż przebiegała bez zakłóceń, nie licząc dziesiątek fotoradarów czyhających na kierowcę o „cięższej nodze”.

Po godzinie 1 w nocy dojechaliśmy na miejsce. Nocowaliśmy w hotelu o tajemniczej nazwie „Z.I.A.D.”. Było to niesamowite miejsce. Wspaniały relikt PRL-u. Pokoje nie posiadały łazienek a jedynie aneks sanitarny. Były za to specyficzne prysznice w łazienkach na korytarzu, a także niepowtarzalny (pamiętający lata 70) wystrój pokoi. Na korytarzach – kąciki palacza – czyli fotele tapicerowane na czerwono, stolik na „wysoki połysk”, metalowa popielniczka. To wszystko za oszałamiająco niską cenę noclegu – tylko 30zł za osobę.

Następnego dnia rano udaliśmy się do recepcji by opłacić nocleg. Starsza pani oglądała właśnie serial „ Zmiennicy”, który idealnie pasował do tego miejsca. Oj pan Bareja na pewno ucieszyłby się ze standardu hotelu Z.I.A.D. Potem udaliśmy się na śniadanie. Odnowiona sala w duchu poprzedniej epoki, szwedzki stół i miła pani która wyjaśniła nam brzmienie tajemniczego skrótu skrótu Z. I. A. D.(Zakład Informatyki, Automatyki i Doskonalenia zawodowego).

Po śniadaniu ruszyliśmy do Cieszyna. Tam zostawiliśmy auto i dalej pieszo, przez granicę udaliśmy się do Czeskiego Cieszyna do sklepu modelarskiego i księgarni. W modelarskim zaopatrzyliśmy się w miniaturki naszych ulubionych samochodów Skoda. Kuba kupił „setkę” w skali 1:87, ja zaś Octavię Scout w skali 1:43. Auto to uzupełni moją kolekcję Skód – w Polsce jest nie do dostania. Ponieważ Czesi w sobotę pracują tylko do 12-tej więc nie mieliśmy za dużo czasu. Błyskawicznie zawitaliśmy w kantorze a następnie w księgarni. Najważniejszą pozycją książkową którą nabyłem była książka dotycząca historii i zagadnień technicznych Skody Garde. To auto czeka na odbudowę więc nie może zabraknąć fachowej literatury.

Po powrocie na polską stronę udaliśmy się do bielskiego Muzeum Techniki. Trafiliśmy dość pechowo. Właśnie wykonywano remont głównej hali wystawienniczej więc po krótkiej wizycie i rozmowie ze współtwórcą tej placówki obraliśmy kurs na Kraków. Przeciskając się przez korki na przedmieściach dotarliśmy do Krakowa na pół godziny przed zamknięciem Muzeum Inżynierii. Pan z kasy stwierdził że już nie prowadzi sprzedaży biletów i zaprasza jutro. Wynegocjowaliśmy jednak wstęp do muzeum. Ekspozycja zrobiła na nas olbrzymie wrażenie. Pod jednym dachem udało się zebrać wiele polskich samochodów i motocykli,w większości wspaniale odrestaurowanych. Wprawdzie byłem tu dwa lata wcześniej, ale widzę rozwój placówki. Przybył prototyp Beskida 106 oraz Polski Fiat 127p. Ze smutkiem stwierdziłem jednak brak Poloneza coupe.

Po dokładnym zwiedzeniu i obfotografowaniu ekspozycji udaliśmy się w drogę powrotną do Bielska Białej. Gdy zbliżaliśmy się do hotelu Z.I.A.D. przed nami przemknęła pomarańczowa Syrena Laminat. To nasz znajomy Grzegorz Jędraszczak. Wiedziałem że to auto należy do niego, ale jak na Syrenę to pędził z niezwykłą prędkością i bardzo zgrabnie wjeżdżał w zakręty. Tak więc po przywitaniu się z panem Grzegorzem byłem zmuszony zadać pytanie co siedzi pod maską? Tak, tak tam nie mógł znajdować się 3 cylindrowy dwusuw. Napęd stanowił silnik od Audi . Zawieszenie też było poddane poważnym zmianą. Czyli taki swoisty Pan Samochodzik.

Na parkingu, w delikatnym oparze Mixolu, stało kilkanaście Syren. Moją uwagę przykuły zwłaszcza trzy piękne egzemplarze. Szara 104-ka, żółta R-20 i beżowa Bosto. Wszystkie te modele były odnowione zgodnie z oryginałem, z dużą dbałością o detale, a tylko taki sposób odbudowy uważam za właściwy. Dla kontrastu wypadałoby przytoczyć przykład różowej Syrenki, z dziwnym sercem obracającym się na pokrywie bagażnika (następnego dnia dowiedzieliśmy się, że jest to olbrzymich rozmiarów kluczyk, sugerujący że auto jest po prostu nakręcaną zabawką [???]) Pojazd był dodatkowo oklejony różnymi jaskrawymi nalepkami, a jej właściciel ciągle robił zdjęcia swojej pupilce. No, ale jak się mówi „de gustibus non est disputandum”.

Wieczorową porą udaliśmy się na wspólne grillowanie. Tam dowiedzieliśmy się m.in., że na rajd dojechały dwie załogi aż z Pomorza. Jedna pokonała ten szalony dystans Syreną R-20. Czyli niemożliwe jest możliwe.

Na grilu nie zabawiliśmy dość długo. Napięty plan dnia jutrzejszego i dzisiejsze zmęczenie kazało nam iść spać.

W niedzielę wraz „syreniarską” bracią, w jednej kolumnie, malowniczymi drogami udaliśmy się do miejsca gdzie zwykły miłośnik motoryzacji raczej nie ma szans na wejście. Po kilkunastu minutach jazdy zaparkowaliśmy pod bramą BOSMAL-u ( Bielski Ośrodek Samochodów Małolitrażowych). Przywitał nas pan Andrzej Zieliński, autor wielu publikacji i książek dotyczących polskiej motoryzacji. Po odpowiednim instruktarzu udaliśmy się do sali muzealnej ośrodka gdzie eksponowane są prototypy i modele wykonanych tutaj samochodów.

W sali czekały na nas nie lada smaczki. Na regale stały modele gipsowe kilku wersji dostawczych Cinquecento, 126 Bombel, prototyp dostawczej syreny, na ścianach wizualizacje Cinquecento combi, hatchback 5-cio drzwiowy, pick-up. Ale najważniejsze były najprawdziwsze prototypy min.126p kombi, 126p 650NP, Beskid 106, makieta Beskida II generacji, Cinquecento 4×4 oraz trójkołowiec z wykorzystaniem zespołów napędowych Malucha. Wielkim zainteresowaniem zwiedzających cieszyła się też Syrena 105 Bosto z minimalnym przebiegiem.

Po zakończeniu zwiedzania zebraliśmy się na parkingu pod BOSMALEM gdzie odbyły się konkurencje sprawnościowe. Cały plac należał do Syren. Z wrodzonym wdziękiem kluczyły między pachołkami pokonując slalom, a to wszystko odbywało się na czas. Opony piszczały na asfalcie, pot pokrywał czoła kierowców. W ferworze walki dwie Syrenki zakończyły próby z urwanymi przegubami. Na szczęście dzięki pomocy innych uczestników rajdu szybko znalazły się części zamienne, a naprawa została wykonana na miejscu.

Nadszedł czas odjazdu. Przed nami długa droga do domu, a w planie jeszcze Centralne Muzeum Pożarnictwa. Udaliśmy się więc do Mysłowic. Tam naszym oczom ukazała się sporych rozmiarów hala a w niej wszelkiej maści wozy konne i samochody pożarnicze wykorzystywane przez polskie jednostki Straży Pożarnej. Z dużym zaciekawieniem oglądaliśmy IFĘ, ZIŁA czy różne modele Starów. Na szczególną uwagę zasługiwały odrestaurowane samochody z lat 20-tych i 30-tych. Piętro budynku zajmowała zaś ekspozycja poświęcona historii Mysłowic (m.in. z dioramą prawdziwego mieszkania z lat 50-tych), prywatna kolekcja skuterów i motocykli a także fascynująca kolekcja pomp strażackich i gaśnic. To miejsce ma niesamowity klimat i polecamy je każdemu pasjonacie zabytkowej techniki i motoryzacji, nie tylko z okresu PRL-u.

Zalecamy także odwiedziny zaplecza budynku muzeum – jest tam też sporo pojazdów tkniętych, delikatnie mówiąc, patyną minionych lat…

Po wizycie w Mysłowicach wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Przemykaliśmy dwupasmową drogą co chwilę zwalniając przy słupkach w których mogą się kryć fotoradary. Zbliżając się do Radomska wpadliśmy na pomysł odwiedzenia posiadacza Fiata 125p w wersji karetki pogotowia – Tomasza i jego żony Agnieszki. Szybki telefon, pięć minut i już rozmawialiśmy przy popołudniowej kawie. Tomasz pokazał nam także swoje zbiory części do różnych modeli Fiatów magazynowane w sieci przydomowych garaży. To było ostanie zwiedzanie tego dnia. Udaliśmy się do domu.

Po północy byliśmy na miejscu. Przed snem zdołałem jeszcze zgrać zdjęcia do komputera i tym optymistycznym akcentem postanowiłem zakończyć weekend

                                                                                     Marek Kuc

Zapraszamy do obejrzenia obszernej fotorelacji w dziale Galeria.