Login

Korespondecja z drugiego końca świata czyli “Motoryzacja na Kubie”

Z drugiego końca świata 

Kuba jest niezależnym i suwerennym państwem socjalistycznym [Artykuł 1 konstytucji]

… nazwa państwa kubańskiego brzmi Republika Kuby [Artykuł 238].

Przyjeżdżając na Kubę odnosi się wrażenie że uczestniczymy w podróży do przeszłości. I osobiście, z każdą kolejną godziną, tylko się w tym upewniałem. Słyszałem wcześniej już kilka legend o kubańskiej „zabytkowej” motoryzacji, ale szczerze nie wierzyłem w to, że zachowała się na tak dużą skalę. I to w całkiem niezłym stanie, biorąc pod uwagę ile lat upłynęło, odkąd te pojazdy opuściły bramy fabryk.

Swoją niecodzienną, ale i niestety krótką przygodę na Kubie zacząłem od wizyty w Mariel – w miejscu, z którego w 1980 roku Kubańczycy masowo emigrowali do Stanów Zjednoczonych. Jest to miasto liczące nieco ponad 40 tysięcy mieszkańców, znajdujące się około 40 km na zachód od Hawany i jest znane jako port najbardziej zbliżony do wybrzeży USA.

Tuż po przybyciu na miejsce dało się odczuć pewien magiczny charakter tego kraju. Wszystko toczy się tu zdecydowanie wolniej, ci sympatyczni ludzie rozmawiają ze sobą godzinami, spacerując się po placach i ulicach, a ich niesamowite samochody majestatycznie i oczywiście bardzo wolno przemierzają ulice tego biednego miasteczka.

W porównaniu do zdecydowanie bogatszej Hawany, w której łatwo spotkać nowsze samochody jak Audi, Mercedes czy Toyota, tutaj (z racji na stopień społeczny ludności) zauważymy przede wszystkim zabytkowe auta, głównie amerykańskie: Chevrolet, Buick, Cadillac, Pontiac czy Oldsmobile. Przeważają roczniki ’50 i ’60 aczkolwiek zdarzają się też starsze. Te auta zostały przetransportowane na Kubę w znacznej części przez samych Amerykanów, jeszcze przed wybuchem rewolucji, za władzy proamerykańskiego prezydenta Fulgencio Batisty. Dopiero po jego upadku, do władzy, w roku 1959, doszedł Fidel Castro, który został premierem i rozpoczął nacjonalizację banków, przemysłu a także konfiskował amerykańskie firmy i własność amerykańskich obywateli – w tym oczywiście samochody. Wszystkie pojazdy pozostały więc na Kubie, jednak nie było możliwości importowania nowych pojazdów i pojawił się problem serwisowania – brakowało części. Starano się je zastępować podzespołami wytwarzanymi w miejscowych warsztatach lub pochodzących z innych wozów.

W 1960 roku rząd z Hawany nawiązał dobre relacje dyplomatyczne z ZSRR podpisując umowę na dostawę ropy naftowej. Tym samym zerwane zostały wszelkie układy ze Stanami Zjednoczonymi. Od tego czasu Kuba zaczęła importować na dużą skalę samochody, oraz części do nich, z ZSRR. Jednakowoż części te były wykorzystywane nie tylko do naprawy sprowadzonych pojazdów radzieckich ale także pojazdów amerykańskich.

Już pierwszego wieczoru, podczas wizyty w barze w Mariel, udało mi się podyskutować z jednym z mieszkańców o jego samochodzie. Sytuacja wyglądała bardzo zabawnie – w barze spora gromada ludzi bawiła się pijąc rum Havana Club, a na zewnątrz pod wejście wciąż podjeżdżały nowe wozy, a inne odjeżdżały, produkując potężne ilości hałasu i chmury dymu. Po krótkiej rozmowie udałem się razem z właścicielem do jego samochodu. Był to Chevrolet z lat 60-tych, niestety kierowca nie umiał mi podać konkretnej daty produkcji. O zgrozo, spodziewałem się, że te auta są znacznie lepiej zachowane, widząc je z daleka. Pojazd niemal rozsypywał się przy mocniejszym trzaśnięciu drzwiami. Na pierwszy rzut oka wyglądał jakby nie były nigdy remontowany, ale po chwili wychodziły na jaw liczne przeróbki i modyfikacje. Tak jak większość zabytkowych (ale i nowszych) aut na Kubie pomalowany był „z pędzla”, aby odświeżyć kolor, ukryć wgniecenia i stworzyć z daleka wrażenie dobrego stanu. Zapytałem właściciela, czy mogę zajrzeć pod maskę. Dumny, pospieszył by spełnić moją prośbę. Najpierw odwiązał drut łączący klapę z wnęką po reflektorze i … jest! Ale nie oryginalny V8 tylko rzędowa 4-ka z Wołgi M21. Dźwignia zmiany biegów przy kierownicy nieaktywna. Wstawiono w podłogę dźwignię zastępczą. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem luzu kierownicy większego niż pół obrotu… Wg właściciela 90% amerykańskich aut na Kubie posiada silniki od Wołg. Wynika to oczywiście z braku części zamiennych do amerykanów, ale ponoć również z ograniczonych przydziałów paliwa na miesiąc. Radzieckie silniki były nieco mniejsze i oszczędniejsze od amerykańskich.

Następnie posiadacz przystąpił do czynności odpalania. Zamiast kręcenia kluczykiem w stacyjce użył dużego przełącznika wiszącego na dwóch kablach pod kierownicą. Kilka prób, znów kłęby dymu i silnik chodzi. Nie pasował mi dźwięk czterocylindrowego dolniaka do typowo amerykańskiej karoserii, z której powinien miarowo pracować V8.

Tego wieczoru miałem jeszcze okazję przejechać się, w charakterze pasażera, Oldsmobilem z lat 60-tych przypominającym jak żywo pojazd z filmu o Batmanie. Ten egzemplarz posiadał akurat oryginalny silnik, ale podobnie jak reszta był również „lakierowany” pędzlem, a wnętrze przypominało wrak wyciągnięty z dna rzeki. Był on totalnie zaniedbany, brakujące części nie były niczym zastąpione (poza tylną lampą, w miejsce której wstawiono połowę czerwonej puszki po coca-coli), drażniły wielkie dziury w tapicerkach, popękane wszystkie zegary i szyby. Na blachach nie byłem w stanie znaleźć nawet jednego centymetra kwadratowego, który nie byłby wcześniej uszkodzony! Ilość warstw lakieru, a właściwie zwykłej czarnej farby nałożonej na ten pojazd była tak gruba, że nieco wyoblała oryginalny kształt elementów blacharskich, a detale zanikały. Ale auto wciąż jeździło, silnik chodził równo, drzwi się zamykały… Samochód był nadal bardzo wygodny, a bardzo dumny właściciel ochoczo odpowiadał na pytania i pozwalał zaglądać we wszystkie zakamarki.

Z aut radzieckich udało mi się spotkać przede wszystkim Łady, ale również Moskwicze 412 i sporo Wołg M24. Z polskich to Fiaty 125p, 126p, widziałem również Skodę 105. Na Kubie istnieje rynek wtórny samochodów (w tym amerykańskich), można je swobodnie sprzedawać i kupować, ale nie jest dozwolone ich importowanie.

Niestety w samej Hawanie nie udało mi się zrobić zbyt wielu zdjęć, byłem tam właściwie tylko przez godzinę, która wystarczyła by odnaleźć niedrogie źródło świetnych kubańskich cygar, oczywiście w ramach pamiątki przywiezionych do Polski. Sprzęt fotograficzny, który miałem wtedy ze sobą pozostawiał wiele do życzenia. Była to starsza wersja kieszonkowego Nikona, z trudem łapiącego ostrość w gorszych niż jasny i słoneczny dzień warunkach. Mam nadzieję, że podczas następnej wizyty w tym zaczarowanym miejscu uda mi się zarejestrować więcej ciekawych klimatów moim ulubionym Canonem.

                                                                       Maciej Nowakowski

Zgodnie z obietnicą zamieszczamy ponad 100 ekscytujących zdjęć z Kuby, zrobionych przez Macieja Nowakowskiego kilka dni temu, obrazujących niesamowite klimaty motoryzacyjne (i nie tylko) w tym państwie.

Zdjęcia zostały umieszczone w zakładce Galeria. Zapraszamy i życzymy miłego oglądania.